poniedziałek, 11 maja 2009

Leśny "kanonik".

09.05.2009. Sobota.
Wczesnym rankiem, przed godz. 5.00 byłem już z aparatem w mojej kryjówce na Rozlewiskach Białokoskich . Właśnie z łanu trzcin wylatywały setki szpaków. Nocują tutaj tego roku i o brzasku z wielkim hałasem, grupami po 100-200 sztuk, wylatują po nocnym odpoczynku. Współczuję pozostałym mieszkańcom szuwarów, bo szpaki to uciążliwi sąsiedzi ze względu na niezwykły harmider jaki czynią swoim świergotem.
Mnie właśnie interesowali ci pozostali mieszkańcy. Miałem nadzieję na ponowne spotkanie rodzinki gęsi gęgawy, jedynej gęsi lęgowej w Polsce. Widziałem je poprzednim razem: mama gęś i cztery żółto-brązowe maluchy pływały po wodzie, tata gęś czuwał na brzegu, przelatując co pewien czas z jednej strony na drugą, obie gęsi porozumiewały się gęganiem, zapewne o stanie bezpieczeństwa. Gąsięta pływały beztrosko, wyprzedzając nawet mamę w poszukiwaniu łakomych kąsków, jakimi były dla nich kwiatostany turzyc. Wyciągały przy tym swoje puszyste ciałka do góry aby dosięgnąć kłosków.


Po godzinie daremnego czekania zacząłem się zniechęcać. Nie było widać gęsi ani żadnych innych mieszkańców Rozlewisk. Perkoz rdzawoszyi wprawdzie odzywał się swoim "świńskim" głosem, kwiczy jak zarzynane prosię, ale z gęstwiny trzcin i turzyc nie chciał wypłynąć. Nawet niezawodne łyski gdzieś się pochowały.

Najbardziej chciałem zobaczyć, a przede wszystkim sfotografować, perkozki, najmniejsze perkozy żyjące w Polsce. Widywałem je na Rozlewiskach kilkakrotnie. Nigdy jednak nie udało mi się zrobić im dobrego zdjęcia. Albo było jeszcze zbyt ciemno, albo słońce świeciło w obiektyw, a kiedy wszystko zagrało zawiódł mnie AF /autofocus w aparacie/.


Także błotniaki stawowe, które poprzednim razem zaczęły znosić nieopodal mojej kryjówki materiał na gniazdo: zeszłoroczne, suche badyle z nad drogi, dzisiaj się nie pokazały.


Tak więc po chwili namysłu zwinąłem majdan i pojechałem nad jezioro w Luboszu sprawdzić co się dzieje u dzięcioła czarnego.Ten największy europejski dzięcioł, podobnie jak w ubiegłym roku, wykuł dziuplę w obumarłym pniu drzewa, na wysokości ok. 6-8 m.Zostawiłem samochód przy drodze i "zdezynfekowany" preparatem na meszki i komary obserwowałem drzewo z dziuplą. Już po chwili zjawił się dzięcioł czarny przy dziupli.Myślę sobie: mam aparat, statyw trochę czasu, trzeba zrekompensować sobie fotograficzne niepowodzenia na Rozlewiskach. Ostrożnie podszedłem bliżej ze sprzętem i zamarłem bez ruchu.Najpierw pojawił się dzięcioł duży, ale jaki on tam duży w stosunku do czarnego! Chyba tylko z nazwy. Uparcie obstukiwał jedno z sąsiednich drzew. W końcu na wys. ok 2m "wszedł" do połowy w drzewo. Okazało się, że wykuwał tam dziuplę. Zagłębiał się w rozpoczęty otwór i wydłubywał z niego strzępki drewna.


Wtem usłyszałem znajomy głos "kanonika", dzięcioł czarny ze względu na wygląd właśnie z nim mi się kojarzy. Nim zdążyłem przekierować obiektyw z dużego na czarnego, "kanonik" już wchodził do dziupli.



Czekałem aż wyfrunie z okiem przy wizjerze, zrobił to bardzo szybko, ledwie zdążyłem nacisnąć spust migawki.

Gdy odleciał mogłem spokojnie powrócić do obserwacji dzięcioła dużego, który mozolnie, acz bez większego zapału, pracował nad swoją dziuplą. Po chwili przyleciał drugi i się zmienili. Aha, myślę sobie, jest para! Lecz jeśli w takim tempie będziecie kuć dziuplę to dzieci doczekacie się na jesieni!


Pomny, że czarny może już w każdej chwili się pojawić, skierowałem aparat na drzewo z jego dziuplą, zostawiając dzięcioły duże przy ich mozolnej pracy. Przyleciał! Jak zwykle najpierw usiadł na drzewie nieopodal, ale tylko na małą chwilkę i zaraz sfrunął na swoje drzewo a tym samym w kadr mojego aparatu. Zaklinam: Aby tylko nic nie wysiadło! Pstryk! Jest, uff.



Zadowolony wycofuje się po cichu aby nie niepokoić nadmiernie ptaków. W końcu jestem tu intruzem. W samochodzie przeglądam niecierpliwie zdjęcia, wydają się udane. Można wracać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz