wtorek, 12 maja 2009

Bociany zza miedzy.

12.05.2009. Wtorek


Ptakami, które najbardziej pasują do tytułu mojego bloga są bociany.


Od wielu już lat gniazdują na słupie energetycznym stojącym na polu 15 m od mojej miedzy.



W tym roku, po przylocie na prima aprilis, gdy tylko trochę zreperowały i uzupełniły gniazdo, zabrały się za prokreację.




Obecnie, na zmianę, pilnie siedzą na jajkach. W każdej chwili powinny wykluć się małe bocianki. Tego momentu nie uda mi się bezpośrednio zaobserwować. Znakiem, że w gnieździe są pisklęta będzie karmienie ich przez rodziców oraz odgłosy podobne do syczenia wydawane przez młode. Dopiero po kilku dniach z czaszy gniazda zaczną podnosić się ich ciekawe główki a najczęściej czarne i po prostu zawsze głodne dzioby!


Trzy lata temu, gniazdo dość pokaźnych już rozmiarów zbudowane bezpośrednio na słupie, przechyliło się i zawisło na przewodach ale nie spadło. Bociany na przechylonym gnieździe nadbudowały poziomą warstwę i tak wychowały na nadbudówce młode. Jednak w styczniu następnego roku ta ekwilibrystyczna nieco konstrukcja podczas wichury zwaliła się ze słupa. Staraniem sołtysa, właściciela pola i moim skromnym Gmina wraz z Zakładem Energetycznym zafundowała bocianom platformę nad słupem. Wiosną z niepokojem czekałem na przylot bocianów: czy zaakceptują platformę i ogołocony ze starego gniazda słup?

Na szczęście nie miały z tym żadnych problemów. Odniosłem nawet wrażenie, że podwyższenie w wyniku zainstalowania platformy, im odpowiada. Może tak być w rzeczywistości ponieważ bociany zawsze budują gniazda w takim miejscu aby mogły do niego swobodnie dolatywać z każdej strony. Do gniazda przylatują zawsze pod wiatr aby wytracić prędkość i pewnie w nim wylądować.



W ubiegłym roku byłem świadkiem niecodziennej sytuacji. 2-3 tygodnie po przylocie bocianów/najpierw przyleciał jeden, drugi dołączył trochę poźniej /, pojawił się trzeci i za wszelką cenę chciał usiąść na gnieździe. Rozgorzała walka na całego pomiędzy przybyszem a dotychczasowymi mieszkańcami gniazda.

Nigdy nie podejrzewałem bocianów o taką zawziętość. Przez ok. pół godziny spychały się wzajemnie z gniazda używając skrzydeł, torsów i dzioba aż dziw, że nie polała się krew.

W końcu były tak wycieńczone walką, że z największym trudem podlatywały do gniazda i bałem się iż któryś z nich wpadnie w druty pod napięciem. W końcu przybysz zmordowany walką dał za wygraną i odpocząwszy na ziemi odleciał poganiany jeszcze przez zwycięzców.




Podejrzewam, że ten trzeci był prawowitym mieszkańcem gniazda z poprzedniego roku, stąd taka jego determinacja w walce. „Zabalował” jednak trochę za długo w ciepłych krajach i inny bocian zajął jego miejsce. Samo życie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz