piątek, 19 marca 2010

Po zimie.


Całe szczęście, że mamy globalne ocieplenie, zimy 2009/2010 bez globalnego ocieplenia moglibyśmy bowiem nie przeżyć!
A tak jakoś się udało nie zamarznąć, nie utonąć w śniegu.
Zwierzętom też było ciężko, one dosłownie każdego dnia walczyły o życie. Powszednim był widok saren rozgrzebujących śnieg na polach w poszukiwaniu ozimin. Były tak pochłonięte zdobywaniem pokarmu, że mało co zwracały uwagę na otoczenie.

Jakże celowe i pożyteczne było tej zimy dokarmianie ptaków!

Ciągle nie mogę się nadziwić, szczególnie małym ptaszkom, jak im się udaje się przeżyć 20 stopniowe mrozy. Podczas gdy ja, mimo grubego ubrania, zziębnięty, ze skostniałymi stopami, przemrożonym nosem z niemałą ulgą zamykam za sobą drzwi ciepłego mieszkania, one zostają na noc na dworze, kilkunastogramowe kruszynki pokryte piórkami.
Karmnik w tym roku cieszył się szczególnym powodzeniem i muszę przyznać, że był dobrze zaopatrzony: połupane stare zapasy orzechów włoskich, słonecznik, mieszanka dla kanarków, owies.
Najważniejsza jednak w dokarmianiu ptaków jest systematyczność.
Ptaki dokarmiane przez kilka dni przyzwyczajają się i uzależniają od nas. Nie można sobie pozwolić na, choćby nawet jednodniową, przerwę w dokarmianiu. Ptakom, które zastają pusty karmnik grozi śmierć, ponieważ uzależnione od łatwego dostępu do pokarmu nie potrafią go w dostatecznej ilości zebrać w naturze.
Niestety bywa tak, że ktoś powodowany dobrymi chęciami zaczyna dokarmiać ptaki, czyni tak przez jakiś czas, a potem z różnych powodów: wyjazdu, zniechęcenia, braku karmy lub niesprzyjającej pogody nagle zaprzestaje dokarmiania. Wyrządza tym wiekszą krzywdę ptakom niżby wogóle nie zaczynał dokarmiania.
Pamiętajmy: jeśli dokarmiamy ptaki czyńmy to bez przerwy, codziennie aż do wiosny, dopóty dopóki same nie przestaną przylatywać do karmnika.
Obserwowanie ptaków przy karmniku to czysta przyjemność! Można wykorzystać to, że ptaki zimą pokonują lęk aby się najeść i umieścić karmnik w dogodnym miejscu do obserwacji, byleby tylko w niedostępnym dla kotów.

W moim karmniku zawsze pierwsze pojawiały się sikorki: bogatki, ubogie, czarnogłówki i modraszki.


Już po chwili przylatywały bezszelestnie sójki, przed którymi sikorki czuły respekt.
Sójki szczególnie chętnie zjadały orzechy. Przy pierwszej wizycie napełniały wole cząstkami orzechów razem ze skorupami do granic wytrzymałości a na wylocie jeszcze do dzioba brały możliwie największy kawałek orzecha. Za drugim razem rozgarniały dziobem na lewo i prawo zawartośc karmnika, rozrzucając wokoło ziarna, w poszukiwaniu pozostałych jeszcze orzechów, za trzecią wizytą zbierały już tylko najdrobniejsze okruszki oraz to co przed chwilą porozrzucały na ziemi.
Po wybraniu orzechów ustępowały miejsca mniejszym ptaszkom.
Sikorki preferowały słonecznik, podlatywały do karmnika na ułamek sekundy, porywały jedno lub najwyżej dwa ziarenka i już ich nie było, konsumpcję słonecznika kończyły na pobliskich gałązkach.

Mazurki natomiast nadlatywały gromadnie, opanowywały karmnik, często z wielkim hałasem, by nagle, na jakiś niewidoczny sygnał wszystkie jednocześnie zerwać się i odlecieć, po kilku minutach sytuacja się powtarzała.

Dzwońce zaś miały nerwy ze stali, jeśli żerowały razem z mazurkami a te nagle wszystkie odleciały, to dzwońce zostały spokojnie łuszcząc dziobem słonecznik, nic je nie ruszało.

Trznadle szukały owsa, bo to ich przysmak, pod karmnikiem na ziemi, tam bowiem owies wędrował za sprawą dziobów sójek, dla których to nie przedstawiał żadnej wartości.

To byli stali bywalcy karmnika.
Oprócz nich pojawiał się grubodziób, mało płochliwy ale tak jak inne małe ptaki do sójek się nie zbliżał.

Dzięcioł duży także zaglądał, ale chyba bardziej z ciekawości, za to korzystał z mięsa wyłożonego dla myszołowa.

Kończy się zima tego roku, sądzę, że karmnik pomógł ją przetrwać wielu ptakom.

1 komentarz: